Jak Trump wygrał wybory w USA? Bardzo prosto. Jego ludzie użyli do tego techniki, której nie wymyśliłby nawet Orwell w swoim bestsellerze pt. „Rok 1984”.
Co ciekawe, tytuł książki Orwella w tłumaczeniu na polski powinien brzmieć „Dziewiętnaście osiemdziesiąt cztery” – bo taki zapis w języku angielskim pojawił się na oryginale w 1949 roku. Ale to tylko taki „ozdobnik” bez znaczenia dla całego felietonu.
Niestety zdarzyło się, że zostałem zmuszony do czytania komentarzy pod postami o ostatnich wydarzeniach w Londynie. Pożaru wieżowca w Kensington oraz rozjechaniu ludzi pod meczetem w Finsbury Park. Czytałem je po to, żeby usuwać komentarze średnio rozgarniętych komentujących, którzy nie stosowali podstawowych zasad polskiej gramatyki czy wręcz popisywali się nieznajomością historii i geografii, a często również znajomością języka angielskiego.
Oczywiście komentarze, które nie wnosiły nic do dyskusji poza strumieniem świadomości użytkowników typu k***, ch**, spie***** też zostały usunięte.
Z powodu tego, że jestem już przy trzecim akapicie tego felietonu, to ze swobodą mogę pisać dalej. Zupełnie nie obawiając się tego, że przeczytają to jacyś ludzie, którzy wspomniane komentarze popełnili. Powód jest prosty. Przestali czytać już po tytule, albo literki zaczęły im się rozmywać już przy akapicie numer jeden.
Jeśli dotarli do tego momentu, to jedynego, czego mogę się obawiać, to że nie zrozumieją słowa „akapit” i mogą poczuć się tym słowem urażeni. Być może nawet pomyślą, że ich ktoś tym słowem obraża.
Jeśli tak myślą to dobrze. Nic tu już nie pomoże.
Do tych, którzy mają problemy ze zrozumieniem prostych tekstów, dotarli ludzie pracujący na rzecz obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Opracowując metodę i badania naszego rodaka z Harvardu dr. Kosińskiego, wiedzieli, jakich słów użyć i jak dotrzeć z przekazem do odrzuconego przez edukację społeczeństwa amerykańskiego.
Sprawdziły się przy okazji dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że rzeczywiście prezydentem w USA może zostać każdy. Druga to taka, że ludzie najuważniej słuchają tego, co chcą usłyszeć i szanują tylko tych, którzy mówią to, w co wierzą lub chcą wierzyć.
Nieważne jest, czy ci, którzy mówią takie rzeczy do nas, w to wierzą. To nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że jak pojawia się hasło „niesprawiedliwości na świecie”, to każdy z nas się z tym zgadza, ale każdy myśli o niesprawiedliwości innego rodzaju. Na tym schemacie działały firmy inżynierii społecznej pracujące dla Donalda Trumpa. Każdy usłyszał to, co chciał, a sztab wyborczy obecnego prezydenta potrafił po każdym jego wystąpieniu wysłać nawet 150 tys. różnych wiadomości do wyborców, które był „spersonalizowane” dokładnie do każdego z tych tysięcy z osobna.
Jeśli ktoś uwierzył, że w końcu Trump jako jedyny przestaje kłamać i mówi prawdę, to jest to najlepszy przykład, że się udało. Jeśli ktoś w ogóle uwierzył, że w końcu bogaci Amerykanie przestaną narzucać swoje działania tym biednym, to się pomylił podwójnie.
To amerykańscy miliarderzy i milionerzy zatrudnili naukowców i specjalistów od inżynierii społecznej do tego, żeby te wybory wygrać.
Zauważcie, że wszyscy zostaliśmy zmanipulowani. Bez względu na edukację.
I po co się było tyle uczyć?
You must be logged in to post a comment.